Strona główna
  2.Barbara Taylor Bradford - ...

2.Barbara Taylor Bradford - Spadkobiercy Emmy Harte, Ebooki, Saga Emma Harte (bez błędów)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Barbara Taylor BradfordSpadkobiercy Emmy HarteTom 1 i 2Rozdział 1Emma Harte dobiegała osiemdziesiątki. Nie wyglądała na tyle, zawsze jednak robiła wrażenie młodszej niżbyła, więc i teraz nie wyglądała na swoje lata. Pewnego pogo dnego kwietniowego ranka 1969 roku, siedząc zaswoim biurkiem w górnym saloniku Pennistone Royal, Emma czuła się znacznie młodszą kobietą.Siedziała wyprostowana na krześle, zaś spod pomarsz czonych powiek patrzyły czujne zielone oczy, mądre isprytne, których uwagi nic nie mogło umknąć. Choć jej połyskliwe złotorude włosy już dawno zmieniły kolor nasrebrny, fryzura zgodna z ostatnią modą była nienagan na. Charakterystyczny klin włosów zachodzący na czołowyglądał jak zwykle imponująco nad owalną twarzą, k tóra, chociaż obecnie porysowana zmarszczkami inaznaczona przez lata, dzięki znakomitej strukturze kostnej zachowała swą wyrazistość, a cera była równieprzejrzysta jak za młodu. I choć czas zatarł jej niezwykłą urodę, Emma pozostała frapująca i wytworna .Na czekający ją długi i pracowity dzień postanowiła założyć prostą, choć doskonale skrojoną suknię w swoimulubionym odcieniu niebieskiego, który znakomicie pod kreślał jej urodę. Pienisty kołnierz z białej koronkitworzył miękki kobiecy akcent wokół szyi. Oprócz niewielkich kolczyków w uszach, złotego zegarka ipierścionków, nie miała na sobie żadnej biżuterii.Mimo przebytego w zeszłym roku zapalenia płuc cieszyła się kwitnącym zdrowiem, nie miała żadnychpoważniejszych dolegliwości i podobnie jak za m łodych lat rozpierała ją energia i chęć działania. I mój głównyproblem polega właśnie na tym, że nie wiem gdzie skierować całą tę przeklętą energię, zamyśliła się, odkładającpióro i opierając się wygodnie. Uśmiechnęła się i pomyślała: Diabeł zazwyczaj zn ajduje zajęcie dla bezczynnychrąk, powinnam, więc wymyślić nowy plan, zanim zacznę robić głupstwa. Jej uśmiech stał się szerszy. Większośćludzi uważała, że ma dostatecznie dużo zajęć, jako że w dalszym ciągu kontrolo wała swoje rozległe imperium,którego wpływy obejmowały połowę świata. Rzeczywiście, wymagało ono jej nieustającej kontroli, ale na ogółnie stanowiło już dla niej podniety.Emma zawsze rozkwitała, kiedy pojawiało się wy zwanie i obecnie tego brakowało jej najbardziej. Rola psałańcuchowego nie odpowiadała jej osobowości - nie zapładniała jej wyobraźni, nie rozpalała krwi w żyłach, niepowodowała skoku adrenaliny, co zawsze zdarzało się, gdy była zaabsorbowana prowadzeniem interesów. Walkao władzę i przewagę na rynku międzynarodowym, która za wsze wymagała od niej, aby była lepsza i spryt niejszaod konkurencji, stała się jej drugą naturą i nadal była jej niezbędna dla dobrego samopoczucia.Nerwowo wstała, przemierzyła pokój szybkimi, lek kimi krokami i otwarła jedno z wysokich witrażowychokien. Wzięła głęboki wdech i wyjrzała. Niebo było nieskazitelnie błękitne, bez jednej chmurki, i rozjaśnionewiosennym blaskiem. Na nagich gałęziach pojawiły się delikatne zielone pączki, a pod wielkim dębem, rosnącymw rogu trawnika, kępa żonkili powiewała j askrawożółtymi główkami przy podmuchach wiatru.Wyrecytowała na głos i pomyślała: Mój Boże, tego wiersza Wordswortha nauczyłam się w wiejskiej szkole wFairley. To przecież tak dawno temu i pomyśleć, że przez te wszystkie lata nie zapomniałam go.Podniosła rękę i zamknęła okno, a wielki szmaragd McGillów na środkowym palcu jej lewej dłoni zabłysnął,gdy padło na niego jasne północne światło. Blask ściągnął uwagę Emmy. Pierścień nosiła od czterdziestu czterechlat, od majowego dnia 1925 roku, kiedy to Paul M cGill wsunął go na jej palec. Wpierw wyrzucił jej obrączkę,symbol nieudanego małżeństwa z Arthurem Ainsleyem, a następnie włożył t en pierścień z masywnymszmaragdem o kwadratowym szlifie. - Może nie zostaliśmy połączeni sakramentem - powiedział Paul tegopamiętnego dnia - ale dla mnie jesteś żoną. Od dzisiaj, dopóki śmierć nas nie rozłączy.Poprzedniego ranka urodziło się ich dziecko. Ich ukochana Daisy, poczęta z miłości i w miłości chowana. Byłanajukochańszą ze wszystkich jej dzieci, podobnie Paula, có rka Daisy, była ukochaną wnuczką Emmy,spadkobierczynią jej gigantycznej sieci sprzedaży detali cznej i połowy olbrzymiej fortuny McGillów, którą Emmaodziedziczyła po śmierci Paula w 1939 roku. Paula uczyniła ją po raz pierwszy prababką, rodząc cztery tyg odnietemu bliźniaki, które jutro miały zostać ochrzczone w starym kościele w wiosce Fairley.Emma ściągnęła usta na nagłą myśl, czy nie popełniła błędu zgadzając się na życzenie męża Pauli, JimaFairleya. Jim był tradycjonalistą i chciał, aby jego dzieci były chrzczone przy tej samej chrzcielnicy, przy którejsakramentu tego udzielano wszystkim Fairleyom - a także wszystkim Harte'om, włącznie z Emmą.Nie mogę przecież zmienić zdania w ostatniej chwili, pomyślała, a być może jest to rzeczywiście stosowne. Jejzemsta na rodzinie Fairleyów została już spełniona. Vendetta, którą prowadziła przeciwko nim niemal całe życie,nareszcie się zakończyła, a obie rodziny zostały połączone przez małżeństwo Pauli z Jamesem ArthuremFairleyem, ostatnim ze starego rodu. To był nowy początek.Ale kiedy Blackie O'Neill usłyszał, który kościół został wybrany, uniósł białą brew, uśmiechnął się pod nosem irzucił uwagę o tym, jak na starość z cynicznej zmieniła się w sentymentalną - ten zarzut ostatnio często jej czynił.Może przypuszczenia Blackiego były słuszne, ale z drugiej strony przeszłość nie ciążyła jej już jak dawniej.Przeszłość spoczęła w grobie ze zmarłymi. Interesowała ją wyłącznie przyszłość, a tę mieli tworzyć Paula, Jim iich dzieci.Kiedy Emma powróciła za biurko i nałożywszy okulary wpatrzyła się w leżące przed nią sprawozdanie, jejmyśli powróciły do wioski Fairley. Sprawozdanie przysłał jej wnuk, Aleksander, który razem z jej synem, Kitem,zarządzał zakładami w Fairley. Aleksander pisał w typo wym dla siebie, bardzo rzeczowym stylu. Zakłady wFairley miały poważne problemy. Od dłuższego czasu nie przynosiły zysków, a obecnie deficyt stał się poważny.Zdawała sobie sprawę, że będzie musiała podjąć ostatecz ną decyzję - albo zamknąć zakłady, albo nadal jeutrzymywać i ponosić straty. Emma, która zawsze była realistką, w głębi duszy wiedziała, że najrozsądniejszymposunięciem byłaby likwidacja przedsiębiorstwa, jednak nie chcąc sprowadzić niedostatku na rodzinną wioskę,nie mogła się zdecydować na podjęcie tak dras tycznych kroków. Miała, więc nadzieję, że zgodnie z jej prośbąAleksander znalazł jakieś inne możliwe do wdrożenia rozwiązanie. Wkrótce miała się dowiedzieć, cóż takiegowymyślił, bowiem lada moment powinien się u niej zjawić.Emma miała pewien pomysł, jak wybrnąć z trudnej sytuacji w zakładach w Fairley, lecz nie chciała odbieraćAleksandrowi inicjatywy, wolała dać mu możliwość samodzielnego rozwiązania problemu. Sprawdzam go,przyznała, tak samo jak wszystkie moje wnuczęta. A w zasadzie, czemu nie? W końc u, było to jej przywilejem.Nic, co posiadała, nie przyszło jej łatwo. Całe jej życie było podporządkowane dążeniu do celu przy pracy ponadludzkie siły, zaciętym uporze, nieu stępliwości i ogromnym poświęceniu. Niczego nie dostała w prezencie. Jejpotężne imperium było wyłącznie jej dziełem i teraz mogła nim zarządzać tak, jak to uważała za stosowne.Tak, więc po starannej ocenie, rok temu, w nowo napisanym testamencie, wyznaczyła następców, pomija jącczworo spośród pięciorga swoich dzieci na korzyść wnu ków. Nie przestała jednak bacznie obserwować trze ciegopokolenia swoimi mądrymi, wiekowymi oczami, stale oceniając przydatność wnuków, szukając ich słabo ści,podczas gdy w myślach zaklinałaby żadne się nie ujawniły.Wszyscy spełnili moje oczekiwania, pomyślała z zadowoleniem, lecz po chwili zreflektowała się z dreszczemniepokoju. Nie, to nie jest prawdą. Jednego z nich nie jestem całkiem pewna, jednemu z nich chyba nie mogęzaufać. Emma otwarła górną szufladę biurka, wyjęła arkusz papieru i przestudiowa ła listę swoich wnuków,sporządzoną poprzedniego wieczoru, w chwili, kiedy po raz pierwszy pojawiła się rozterka. Czy tak jakprzypuszczam, w tej talii jest fałszywa karta? - zmartwiona zadała sobie pytanie, patrząc zmrużonymi oczami nakolejne imiona. A jeżeli to prawda, to jak, na Boga, mam z tego wybrnąć?Jej oczy pozostały wpatrzone w jedno imię. Zamyślona, ze smutkiem potrząsnęła głową. Już od dawna nietraktowała zdrady, jako czegoś niezwykłego, bowiem jej naturalna przenikliwość i zdolność przewidywa niawyostrzyły się przez lata jej długiego, często trudnego i zawsze niezwykłego życia. Właściwie już niewiele rzeczymogło wprawić ją w zdziwienie, a przy właściwym sobie cynizmie nauczyła się oczekiwać od ludzi, włącznie zwłasną rodziną, najgorszego. Mimo to, kiedy dzięki Gaye Sloane, swojej sekretarce, odkryła w zeszłym roku, żeczworo najstarszych dzieci spiskuje przeciwko niej, poczuła się bardzo niemile zaskoczona. Tych czworo,wiedzionych wygórowanymi ambicjami i chciwością, zamierzało podstępnie wy drzeć jej imperium, a przy tympopełnili błąd, nie doceniając jej. Początkowy szok i ból wywołane zdradą szybko ustąpiły miejsca chłodnemugniewowi i Emma błyskawicznie, ze zwykłą sobie pomysło wością, powzięła ostateczne decyzje, tak samo jak toczyniła przy każdej konfrontacji z przeciwnikami. Emocje i uczucia odsunęła wówczas na bok, aby nie zamroczyłyjej umysłu, bo to właśnie jej niezwykły umysł zawsze w przeszłości ratował ją z opresji.Gdy już przechytrzyła nieudolnych spiskowców i pozo stawiła ich rozbitych i miotających się bez ładu, naszłają gorzka refleksja, że krew nie jest gęstsza od wody. Bardzo silnie uderzyło ją, że więzy krwi przestają się liczyć,kiedy w grę wchodzą olbrzymie pieniądze, a przede wszystkim rozległa władza. Ludzie przecież b ez wahaniazabijali dla małych sum lub okruchów władzy. Choć postępowanie dzieci napełniło ją odrazą i rozgoryczeniem,była pewna ich dzieci, tego, że są do niej niezmiennie przywiązane. Teraz jedno z nich zmuszało ją doprzewartościowania sądów i kwestion owało jej zaufanie.Znów w jej myślach pojawiło się to imię... Być może się myliła. Miała nadzieję, że się myli. Nie miała żadnegodowodu, oprócz przeczucia dyktowanego jej przez we wnętrzny głos, ale podobnie jak bystry umysł, równieżinstynkt był przez całe życie jej sprzymierzeńcem. Zawsze, gdy pojawiały się podobne dylematy, Emmainstynktownie przybierała postawę obserwacji i wyczekiwania. I tym razem zdecydowała się grać na czas. Topozwalało jej ukryć emocje i czekać, aż sprawy przybiorą obrót, który pozwoli jej uniknąć drastycznych posunięć.Zastawię pułapkę z ukrytą liną, dodała w duchu. Z doświadczenia wiedziała, że gdy w pułapkę wpadnieodpowiednia osoba, sama ukręci sobie pętlę na szyję.Emma rozważyła wiele możliwych wariantów tej sytua cji. Jej twarz stała się zacięta, a oczy pociemniały. To,że znów musi dobywać miecza, by bronić siebie, własnych interesów, a także interesów swoich spadkobierców,nie sprawiało jej przyjemności.Historia zawsze się powtarza, pomyślała ze znużeniem, szczególnie w moim życiu. Nie zamierzam jednakdziałać pochopnie, to zawsze powoduje kłopoty. Z rozmysłem włożyła listę z powrotem do szuflady, zamknęła ją,a klucz włożyła do kieszeni.Emma Harte posiadała godną pozazdroszczenia umie jętność odkładania nierozwiązanych problemów napółkę, co pozwalało jej skoncentrować się na sprawach najważniejszych. Tak, więc zdołała zdławić dokuczliwe iniepokojące podejrzenie, że jeden z jej wnuków okazał się niegodny zaufania, a zatem był potencjalnym wro giem.Sprawy bieżące były teraz nakazem chwili, skoncentrowała się, więc na zaplanowanych na dziś spotkaniach ztrojgiem spośród sześciorga pracujących dla niej wnucząt.Aleksander miał przyjść pierwszy.Emma spojrzała na zegarek. Spotkanie było wyznaczo ne za piętnaście minut. Na pewno będzie o czasie, o ilenie wcześniej. Jej usta zadrgały w rozbawieniu. Aleksander stał się czymś w rodzaju demona punktualności. Wzeszłym tygodniu zbeształ ją za to, że kazała mu czekać. Stale miał nieporozumienia ze swoja matką, którachronicznie nie szanowała czasu. Rozbawiony uśmiech Emmy zniknął. Z niechęcią ściągnęła usta na myśl o swojejdrugiej córce.Jej cierpliwość dla Elizabeth była na wyczerpaniu - włóczyła się po świecie w skandaliczny sposób, na chybiłtrafił wychodząc za mąż i rozwodząc się z tak wzrastającą częstotliwością, że stało się to nieprzyzwoite. Coprawda, brak stabilności i niekonsekwencja córki przestały już Emmę irytować, bowiem dawno zrozumiała, żeElizabeth odziedziczyła większość wad swojego ojca. Arthur Ainsley był s łabym, samolubnym i pobłażającymsobie mężczyzną i te nieszczęsne przywary dominowały również w charakterze Elizabeth. Podobnie jak jej ojciec,piękna, szalona i uparta Elizabeth była nieposkromiona i prze ciwstawiała się wszelkim normom. Była teżokropnie nieszczęśliwa, przyznała Emma w duchu. Ta kobieta stała się tragicznym zjawiskiem, które zasługiwałoraczej na współczucie niż na potępienie.Przez chwilę zastanowiła się, gdzie też jej córka mogła teraz być, lecz szybko odsunęła tę myśl. Nie miało tożadnego znaczenia, jako że po zmianie testamentu właściwie ze sobą nie rozmawiały. Ku zdziwieniu Emmy,nawet Aleksander zaczął być traktowany ozięble przez swą kochającą mamusię, tylko za to, że zajął jej miejsce wtestamencie. Jednak Elizabeth nie była w stanie poradzić sobie z chłodną obojętnością Aleksandra - jejhisteryczne sceny i strumienie łez nagle się skończyły, gdy zdała sobie sprawę, że tylko traci czas. Skapi tulowała,napotykając jego chłód, niechęć i ledwie za woalowaną pogardę. Pogodziła się z nim i zmieniła sposóbpostępowania, widocznie, bowiem miłość syna i jego aprobata były jej niezbędne. Nie trwało to długo, pomyślałaEmma złośliwie. Bardzo szybko powróciła do starych nałogów. A na pewno nie dzięki wychowaniu tej głupiej ipłochej kobiety Aleksander był tak udanym dzieckiem.Emma poczuła falę ciepła zmieszaną z zadowoleniem, kiedy tak rozmyślała o swoim wnuku. Aleksander stałsię takim mężczyzną, jakim był, dzięki sile swojego charak teru i wrodzonej uczciwości. Może nie miał tejbłyskotliwości i zmysłu do prowadzenia interesów, co jego kuzynka Paula, ale umiał rzetelnie oceniaćrzeczywistość. Jego konserwatywne usposobienie było równoważone przez zdolność elastycznego rozumowania izawsze wykazywał autentyczną gotowość do rozważenia wszyst kich za i przeciw danej sytuacji, a gdy było tokonieczne, potrafił pójść na kompromis. Aleksander miał zdolność widzenia spraw we właściwej skali, a tobudziło zaufanie u urodzonej realistki, jaką była Emma.W zeszłym roku Aleksander udowodnił, że Emma s łusznie pokładała w nim zaufanie. Nie żałowała, żepostanowiła uczynić go głównym spadkobiercą Harte Enterprises poprzez przekazanie mu pięćdziesięciu dwóchprocent akcji firmy. Aleksander nadzorował zakłady , jednak uważała za konieczne, aby uzyskał głęboką wiedzęna temat wszystkich aspektów funkcjonowania holdingu i wytrwale go tego uczyła, oczekując dnia, kiedyprzejmie od niej wodze.Harte Enterprises zarządzały jej zakładami włókien niczymi, fabrykami odzieżowymi, przedsiębiorstwemhandlu detalicznego i Yorkshire Consolidated News paper Company, a ich wartość wynosiła wiele milionówfuntów. Od dawna wiedziała, że Aleksander prawdopo dobnie nie doprowadzi do wzrostu ich wartości ze względuna swą skłonność do nadmiernej ostrożności, ale z drugiej strony, z tego samego względu, nie spowoduje ichupadku przez podejmowanie ryzykanckich decyzji. Zapewne nie odstąpi od kursu, który wytyczyła, będzie siętrzymał jej wskazówek i zasad, które ustaliła wiele lat temu. Takie były jej plany i życzenia.Emma przysunęła kalendarz i sprawdziła porę lunchu z siostrą Aleksandra, Emily.Emily miała przyjść o pierwszej.Emily zadzwoniła na początku tygodnia i prosiła o spotkanie, enigmatycznie tłumacząc, że ma ważny problemdo omówienia. Problem nie był tajemnicą dla Emmy - od dawna już wiedziała, co gnębi Emily. Dziwiła się tylko,że jej wnuczka nie poprosiła wcześniej o roz mowę na ten temat. Podniosła głowę i z namysłem spojrzała wprzestrzeń, rozważając problem, po czym zmarszczyła brwi. Dwa tygodnie temu podjęła decyzję w sprawie Emilyi była przekonana, że ta decyzja jest słuszna. Ale czy Emily ją zaakceptuje? Tak, odpowiedzia ła sobie w myśli.Jestem przekonana, że uzna ją za sensowną. Wzrok Emmy ponownie spoczął na otwartej stronie notatnika.Paula wpadnie późnym popołudniem.Paula miała z nią omówić plany dotyczące Crossów. Jeżeli tylko Paula właściwie rozegra tę sprawę inegocjacje doprowadzą do korzystnego wyniku, to będę miała wyzwanie, na które czekam, pomyślała Emma. Jejusta znów przybrały charakterystyczny suro wy wyraz, kiedy skoncentrowała się na bilansie AireCommunications Company, należącej do Crossów.Liczby świadczyły o katastrofalnej sytuacji firmy. W dodatku, niezależnie od problemów finansowych,borykała się z tak licznymi poważnymi problemami wewnętrzn ymi, że mogło to przyprawić o zawrót głowy.Paula twierdziła, że można je przezwyciężyć i opracowała plan ich rozwiązania, prosty, lecz genialny w swychzałożeniach, który Emmę zaintrygował i zrobił na niej duże wrażenie.- Kupmy tę firmę, babciu - powiedziała Paula kilka tygodni temu. - Wiem, że Aire sprawia wrażenie ruiny irzeczywiście nią jest, ale to z powodu złego zarządzania i obecnej struktury. To kompletny miszmasz. Jest zbytrozdrobniona, ma za dużo oddziałów. Te, które przy noszą duży zysk, nie mogą wysunąć się na czoło i rozwijaćsię, bo muszą utrzymywać oddziały, które są pod kreską.Następnie Paula przedstawiła jej krok po kroku swój plan i Emma natychmiast zrozumiała, w jaki sposób AireCommunications może zostać przeistoczona i to nieomal w m gnieniu oka. Poleciła Pauli rozpocząć ne gocjacje.Emma z całego serca chciała dostać tę firmę w swoje ręce. Pomyślała, że o ile jej ocena sytuacji jest trafna,może się to szybko ziścić. Była przekonana, że Paula, która stała się zręcznym i nieustępliwym negocjatorem, jaknikt inny nadaje się do rozmów z Johnem Crossem i jego synem Sebastianem. Już nie szukała wykrętów, kiedyEmma wciągała ją w skomplikowane transakcje, wyma gające zręcznego rozumowania i zmysłu handlowego,którego zresztą jej nie brakowało, a ponadto ostatnio Paula nabrała pewności siebie.Emma znów spojrzała na zegarek i powstrzymała nagłą chęć, by zatelefonować do Pauli do sklepu w Leeds iudzielić jej kilku dodatkowych informacji o Johnie Crossie i wskazówek, w jaki sposób najskutecznie j należałobyprowadzić rozmowy. Paula udowodniła już, że jest w stanie działać samodzielnie, więc Emma nie chciała, żebywnuczka odniosła wrażenie, że ma zamiar ciągle siedzieć jej na karku.Zadzwonił telefon i Emma podniosła słuchawkę. - Halo?-To ja, Shane, ciociu Emmo. Jak się czujesz?-O, Shane, jak miło cię słyszeć. Dziękuję, czuję się dobrze i cieszę się, że cię jutro zobaczę na chrzcinach.- Mówiąc to, zdjęła okulary, położyła je na biurku i przybrała wygodniejszą pozycję.-Liczyłem, że spotkamy się wcześniej, ciociu. Co byś powiedziała na wyprawę w miasto z dwoma lubiącymiposzaleć kawalerami?Emma roześmiała się. - A ten drugi lubiący poszaleć kawaler to kto?-Jak to kto? Oczywiście, dziadek.-Lubiący poszaleć, też coś! Moim zdaniem staje się coraz wię kszym starym nudziarzem.-Tego bym nie powiedział, kochanie - Blackie wyrwał słuchawkę wnukowi. - Założę się, że byłbym jeszcze wstanie dostarczyć ci niezłej rozrywki za twoje pieniądze, gdybyś mi dała, choć cień szansy.-Tego jestem pewna, mój drogi - Emma uśmiechnęła się do telefonu, ucieszona na dźwięk głosu Blackiego.- Obawiam się jednak, że dzisiaj nie dam ci tej szansy. Nie mogę przyjąć twojego zaproszenia, mój drogi. Muszębyć na miejscu, bo spodziewam się paru osób z rodziny.-Nie! - przerwał Blackie rozkazującym tonem. - Z nimi możesz się spotkać jutro. Och, nie odmawiaj mi,kochanie - powiedział przymilnie. - Mam ochotę spędzić trochę czasu w twoim przemiłym towarzystwie, a pozatym chciałbym uzyskać twoją radę w sprawie ważnej transakcji.-Aha - Emma była lekko zaskoczona tym stwierdzeniem. Blackie wycofał się z interesów i pozostawiłzarządzanie swoimi przedsiębiorstwami w rękach syna, Bryana, oraz Shane'a. Nic, więc dziwnego, że prośbawzbudziła jej ciekawość.-Co to za transakcja? - spytała.- Nie chcę o tym rozmawiać przez telefon, Emmo - powiedział cicho Blackie tonem reprymendy. - To sprawazbyt zawiła, by można było ją omówić w kilka minut. Chciałbym spokojnie przeanalizować wszystkie jej aspekty.Myślę, że przyjemniej by nam było nad szklane czką irlandzkiej whisky i smacznym posiłkiem.Emma uśmiechnęła się pod nosem, zastanawiając się jak istotna była rzekoma transakcja, jednak doszła downiosku, że ustąpi. - Myślę, że sami mogą się o siebie zatroszczyć. Prawdę mówiąc, wcale nie miałam ochoty nadzisiejszy wieczór. Mimo że spodziewam się Daisy i Davida, perspektywa zjazdu rodzinnego nie jest dla mnieszczególnie pociągająca. Przyjmuję twoje zaproszenie. Powiedz tylko, dokąd ty i ten twój zawadiacki wnukzamierzacie mnie zabrać. Nocne życie w L eeds nie jest szczególnie porywające.Blackie ze śmiechem przyznał jej rację i powiedział:-Nie przejmuj się, coś wymyślimy i obiecuję ci, że nie będziesz się nudzić.-No, to o której?-Shane przyjedzie po ciebie koło szóstej. Czy ci to odpowiada, moja droga dziewczyno?-Bardzo.-Dobrze. Dobrze. No, to do zobaczenia. Aha, Em mo?-Tak, Blackie?-Czy zastanawiałaś się jeszcze nad moją propozycją?-Tak, ale wątpię, by miała jakiekolwiek szanse powodzenia.-I nadal po tylu latach jesteś moją Wątpiącą Emmą. Dobrze, to te ż omówimy dzisiaj wieczorem. Może będę wstanie cię przekonać.- Może - szepnęła, odwieszając słuchawkę. Emma oparła się wygodnie i zaczęła rozmyślać o Blackiem O'Neillu.Wątpiąca Emma. Kiedy ją tak nazwał po raz pierwszy? W 1904 czy 1905 roku? Już nie pam iętała, w jakich to byłookolicznościach, ale Blackie pozostał jej najdroższym i najbliższym przyjacielem przez całe sześć dziesiąt pięć lat- całe życie. Zawsze był obok, gdy go potrzebowała, zawsze lojalny, oddany, dodający otuchy i kochający.Wspólnie przetrwali większość życiowych opresji, dzielili swoje straty i porażki, ból i cierpienie, wspólniecieszyli się osiągnięciami i radościami. Spośród rówieśników pozostali tylko oni dwoje i stali się sobie bliżsi niżkiedykolwiek, prawie nierozłączni. Nie wi edziała, co by ze sobą zrobiła, gdyby go zabrakło. Stanowczo oddaliła tęmyśl, zanim zdążyła zagnieździć się w jej głowie. Blackie, tak jak ona, był starym koniem pociągowym i choćskończył już osiemdziesiąt trzy lata, był nadal pełen życia i wigoru. Nikt nie trwa wiecznie, pomyślała ogarniętaniepokojem, zdając sobie sprawę z nieuchronnego. Kiedy osiąga się tak podeszły wiek, ludzka śmiertelność stajesię faktem, któremu nie sposób zaprzeczyć i świadomość zbliżającej się śmierci jest stałym, choć przykrymtowarzyszem. Rozległo się pukanie.Emma spojrzała na drzwi, a jej twarz przybrała zwykły nieodgadniony wyraz. - Proszę! - zawołała.Aleksander otwarł drzwi i wszedł. Był wysoki, szczupły i dobrze zbudowany, po matce odziedziczył urodę,ciemną karnację i wielkie jasnoniebieskie oczy, ale jego poważna, wręcz ponura twarz powodowała, że wyglądałna więcej niż swoje dwadzieścia pięć lat. Był ubrany w świetnie skrojony ciemnoszary wełniany garnitur, białąkoszulę i krawat w kolorze czerwonego wina - strój, który dodatkowo akcentował jego stateczny charakter.-Dzień dobry, babciu - powiedział, podchodząc do niej. - Muszę przyznać, że wyglądasz dzisiaj niezwykleszykownie.-Dzień dobry, Aleksandrze, i dziękuję za komplement, ale powinieneś wiedzieć, że pochlebstwem niczego umnie nie osiągniesz - powiedziała cierpko. Na przekór słowom, jej oczy rozbłysły i obdarzyła wnuka ciepłymspojrzeniem.Aleksander pocałował ją w policzek, usiadł naprzeciw i zaprotestował: - Wcale nie usiłuję ci schlebiać, babciu,ani trochę. Naprawdę wyglądasz fantastycznie, jest ci bardzo do twarzy w tym kolorze, a sukienka jest bardzowytworna.Emma kiwnęła głową, niecierpliwym gestem przerwała tę wymianę zdań i utkwiła przenikliwy wzrok wewnuku.-No i co wymyśliłeś?- Jedyne rozwiązanie problemu Fairley - zaczął Aleksander widząc, że Emma chce skrócić wymianęuprzejmości i przejść do meritum. Babka nienawidziła wszelkiego odwlekania, chyba że służyło to jej celom iwówczas czyniła z tego sztukę, klucząc i krążąc wokół tematu. Nie tolerowała t ego jednak u innych, więcAleksander pośpiesznie kontynu ował. - Musimy zmienić profil produkcji. Mam na myśli to, że powinniśmyprzestać wyrabiać tkaniny wełniane i czesan kowe, których już prawie nikt nie kupuje, i zastąpić je mieszankami.Naszą największą szansą są syntetyki, takie jak nylon i poliester, mieszane z wełną.-I sądzisz, że takie posunięcie wydobyłoby nas spod kreski i przyniosło zyski? - spytała Emma, a jej wzrokstał się jeszcze bardziej przenikliwy.-Tak sądzę, babciu - odpowiedział zdecydowanie.-Jednym z naszych głównych problemów w Fairley były próby konkurowania z rynkiem sztucznych tkanin.Nikt już nie potrzebuje czystej wełny, z wyjątkiem paru dżentelmenów ubierających się na Savile Row, którzy niestanowią dostatecznie dużego rynku dla produkcji Fairley. Mamy wybór: produkować mieszanki albo zamknąćzakład, a tego nie chcesz. To wszystko.-Czy łatwo będzie restrukturyzować zakład?Aleksander stanowczo przytaknął. - Tak. Kiedy będziemy produkować tańszy towar, będziemy w stanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lily-lou.xlx.pl


  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • audipoznan.keep.pl
  •  Linki
     : Strona pocz±tkowa
     : 3.Deveraux Jude - Wiedźma, Deveraux Jude - Saga rodu Montgomerych
     : 20 lat mniej. cofnij czas i zachowaj wieczną młodość! scan, ebooki
     : 3.Dar losu, Ebooki, Anette Broadrick, Tajemnica trzech sióstr
     : 3. Julia Quinn - Kusząca propozycja, Ebooki, Romanse
     : 3.Scott Card Orson - Ksenocyd, Książki, Saga Endera
     : 3.Godna emerytura PDF, eBooki
     : 2002 - Wagner, EBOOKI, ANG
     : 3.Saga o upadłych aniołach - Tańczący na wietrze,
     : 2. Marciniak Barbara - Ziemia zwiastunów świtu, Mooji Tolle TERAZ
     : 2009.II.etap.odpowiedzi(1), Matura, Chemia, Klucze
     . : : .
    Copyright (c) 2008 To, co jest dla mnie dobre, a to, czego chcę, to często dwie różne rzeczy. | Designed by Elegant WPT